Relacja z podróży
Wygodny katamaran sprawował się świetnie jako wodna willa. Przyroda nas otaczająca, tak zmienna, barwna, przyjazna onieśmielała swym pięknem. Turkus i temperatura Morza Karaibskiego rozpieszczały codziennie. Ludzie otaczający na każdej z wysp witali i żegnali szczerym uśmiechem, a ich sposób bycia wedle zasady SLOW LIFE przypominał, że eksplorujemy Karaiby, wyspy pogodne, powolne:-) i szczęśliwe.
Opuszczając Martynikę płynęliśmy na południe i czym dalej tym więcej Karaibów w Karaibach. St Lucia, St Vincent, Bequia, Maryeau, Union Island, Mustique, Petit SV, Mopion, Tobago Cays, Petit Navis. Każde miejsce inne, każde magiczne, niezapomniane. Choć trasa wydawać by się mogła o dość standardowym przebiegu na Wyspach Zawietrznych to zawsze szukaliśmy niestandardowego podejścia, szukaliśmy czegoś innego. Umykaliśmy od utartych szlaków, staraliśmy się znaleźć inne miejsce, inną zatokę, inaczej doświadczać piękna Karaibów. Nie bywaliśmy w marinach, bywaliśmy w karaibskich lagunach. Miasteczka odwiedzaliśmy chwilami, gdy chcieliśmy poczuć energię wioski, ludzi, prawdziwego wewnętrznego tętna, lokalnego bitu.
Nowy Rok powitaliśmy w uroczej, małej marinie na St Lucia, w Marigot Bay. Wśród kolorowych karaibskich zabudowań portowych, palm, plaży, a nocą światełek stojących sąsiednio jachtów na mooringach, w blasku księżyca był to widok obłędny. Pokaz sztucznych ogni o północy przerwał na chwilę naszą zabawę w lokalnym barze na plaży, przy muzyce reggae na żywo, albowiem zwiastował nadejście Nowego Roku. A później tańce trwały, trwały i trwały…
W ciągu dwóch tygodni przepłynęliśmy nieco ponad 320Nm w rytmie przyświecającej nam idei Sail to Portofino „il dolce far niente”, która doskonale korespondowała z karaibskim SLOW LIFE. Stały regularny wiatr E5-6 niósł nasz katamaran płynnie i wygodnie z laguny do laguny. I tylko liczyć gdzie i kiedy znów nas poniesie…
Zdjęcia z wyjazdu