Tantra Yachting Sardynia 2016


Relacja z podróży

Chyba od zawsze czułem słabość do Italii. Do ich pasji we wszystkim, czemu się oddają, do smaków, spontaniczności, nuty bałaganiarstwa, uwielbienia dizajnu i piękna włoskich krajobrazów. Być może w poprzednim wcieleniu byłem Sycylijczykiem? 🙂 Dlatego też na wspaniały rejs połączonym z Tantrą Zosi i Dawida zdecydowałem obrać cudowny archipelag La Maddalena, na północy Sardynii.

Od pierwszego dnia zaokrętowania w marinie Portisco na Sardynii wiedzieliśmy, że to będzie wyjątkowy czas. Bo wyjątkowa była Załoga. Płynęła między nami – absolwentami stażu tantrycznego oraz naszymi nauczycielami – niesamowita energia, odczuwaliśmy dużą ze sobą więź. Byliśmy bardzo obecni w sobie i ze sobą. Syciliśmy się towarzystwem, świętowaliśmy, ucztowaliśmy, oddawaliśmy się spontanicznym zabawom. Czasem jak dzieci. Był to czas cielesnej fiesty ale i duchowego zatrzymania. Każdy na swój sposób posiadł tam swój czas odrodzenia. Swój czas.
Ten bajkowy akwen La Maddalena stanowi siedem wysp, z których każda kolejna jest niezapomnianym zjawiskiem przyrody i ucztą dla zmysłów. Takie wyspy jak Budelli, Caprera czy Spargi swym pięknem zachwycają, a dostojny port Bonifacio onieśmiela swą potęgą otaczających go masywnych klifów.

Z Sardynii wyruszyliśmy na wyspę Caprera do rajskiej zatoki Little Tahiti. Spontanicznym kąpielom nie było końca, a w międzyczasie serwowaliśmy specjały naszej jachtowej, włoskiej kuchni.
Noce w większości spędzaliśmy na kotwicowiskach, by żegnać słońce lampką wina, a witać dnia kolejnego zapachem espresso i błogim spokojem sardyńskich lagun. Cumowaliśmy też w typowo włoskiej, małej, urokliwej marinie La Maddalena. Nocny spacer po centrum tego miasteczka, niemal tylko w otoczeniu lokalnych mieszkańców wyspy, pozwolił nam poczuć błogi rytm la dolce vita. Nie to, co dwa dni wcześniej, gdy wpływaliśmy na francuską Korsykę, wciskając się pomiędzy potężne skały pionowo opadające do morza, w kierunku portu Bonifacio. Stare miasto tętniło życiem do późnych godzin nocnych, czemu i my nie próbowaliśmy się oprzeć. Wąskie uliczki, strome podejścia i zejścia oraz mnóstwo małych, klimatycznych kawiarenek czyniły ten ciepły wieczór w świetle księżyca istnie magicznym obrazem, rodem z krainy czarów. Snuliśmy się po starówce gdzie instynkt podpowiedział, gdzie obraz zatrzymał, w myśl zasady “travel by mood, not by map”. Piękny był to czas. I cudowny był to rejs. A radość tym większa, że projekt ten – Tantra Yachting – ma swoją kontynuację już niebawem, w kierunku kolejnych morskich wypraw.

Galeria zdjęć


Zdjęcia z wyjazdu